Swoją przygodę z literackim Wiedźminem
zacząłem w 3 klasie liceum, a konkretniej podczas pisania pracy maturalnej
dzień przed ustnym polskim. Pewna polonistka poleciła mi zestawić świat
Sapkowskiego ze światem Tolkiena i Le Guin. Słyszałem wcześniej o Wiedźminie,
ale go nie czytałem, bo – po prawdzie – byłem trochę głupi. W każdym razie
wykorzystałem motywy z Sagi o Wiedźminie w mojej pracy maturalnej, oczywiście
zdając na 100 %. Jeśli chodzi o fantastykę, to niewiele osób – zwłaszcza takich
nie-w-temacie – potrafi mnie zagiąć. Po maturze postanowiłem zakupić całą serię
Sapkowskiego i pochłonąłem ją w … tydzień? Dwa? Nie pamiętam, w każdym razie
błyskawicznie. Osobiście najbardziej podobają mi się dwa pierwsze tomy, tzw.
Opowiadania, czyli Ostatnie życzenie i Miecz przeznaczenia. Wg. mnie to właśnie
w tych dwóch książkach została zawarta cała „esencja” Wiedźmina. Sapkowski w
mistrzowski sposób ubrał w otoczkę fantasy takie wartości jak prawda, miłość,
zło czy poświęcenie, a więc wartości, które w prawdziwym świecie nie są nikomu
obce.
W
drzwiach stanęła Sh’eenaz.
-
Sh’eenaz… - jęknął Agloval, padając na kolana. – Moja… Sh’eenaz…
Syrenka
zbliżyła się wolno, a jej chód był miękki i pełen gracji, płynny jak
nadbiegająca fala.
-
Sh’eenaz… - jęknął Agloval rozdzierająco, zbliżając się do niej na kolanach. –
Moja miłości. Moja ukochana… Moja jedyna… Więc jednak, nareszcie. Więc jednak,
Sh’eenaz!
Syrenka
wdzięcznym gestem podała mu rękę do ucałowania.
-
A tak. Bo ja też cię kocham, głupku. A co to byłaby za miłość, gdyby
kochającego nie było stać na trochę poświęcenia.
Andrzej
Sapkowski, „Miecz Przeznaczenia” – fragment opowiadania „Trochę poświęcenia”
Jego
opowiadania to nie tylko duchowa rozrywka, ale także pewnego rodzaju lekcja
moralności oraz „wskazówki” jak należy postępować w życiu, co nie jest łatwe,
ponieważ w Wiedźminie nie ma jednoznacznego podziału na dobro i zło, a autor
niejednokrotnie stawia bohaterów przed trudnymi i poważnymi w konsekwencjach
dylematami. Każdy czyn ma swoje konsekwencje; bliższe lub dalsze, poważne lub
mniej poważne.
-
Bo nie wierzę w mniejsze zło.
Renfri
uśmiechnęła się lekko, po czym usta skrzywił jej grymas, bardzo nieładny w
żółtym świetle świecy.
-
Nie wierzysz, powiadasz. Widzisz, masz rację, ale tylko częściowo. Istnieje
tylko Zło i Większe Zło, a za nimi oboma, w cieniu, stoi Bardzo Wielkie Zło.
Bardzo Wielkie Zło, Geralt, to takie, którego nawet wyobrazić sobie nie możesz,
choćbyś myślał, że nic już nie może cię zaskoczyć. I widzisz, Geralt, niekiedy
bywa tak, że Bardzo Wielkie Zło chwyci cię za gardło i powie: „Wybieraj,
bratku, albo ja, albo tamto, trochę mniejsze”.
Andrzej
Sapkowski, „Ostatnie życzenie” – fragment opowiadania „Mniejsze zło”
Nieodłącznym
elementem Sapkowskiego stylu pisania jest również humor, który do dziś
wspominam, kiedy przypominam sobie opowiadanie o Diabole i smoku.
Geralt,
gdy chciał, potrafił być niesłychanie cierpliwy.
-
Powiedzcie, jak wygląda, skąd się wziął, w czym wam przeszkadza. Po kolei,
jeśli łaska.
-
Ano – Dhun uniósł sękatą dłoń i jął wyliczać, po kolei odginając palce, z
wielkim trudem. – Po kolei, jako żywo, mądry z was człek. Ano, tak. Wygląda to
on, panie, jak diaboł, wypisz wymaluj diaboł. Skąd się wziął? Ano znikąd. Bęc,
trzask, prask i patrzym: diaboł.
***
-
Wszelakoż – rzekł spokojnie wiedźmin – gotowiście mi zapłacić, by pozbyć się
tego diabła, czy tak? Innymi słowy, nie chcecie go w okolicy?
-
A któżby – Dhun spojrzał na niego ponuro – chciał diaboła na ojcowiźnie? Nasza
to ziemia z dziada-pradziada, z królewskiego nadania i nic diabołowi do niej.
Pluć nam na jego pomoc, co to, sami rąk nie mamy? A to, panie wiedźmin, nie
diaboł, a złośliwe bydlę i w głowie ma, z przeproszeniem, nasrane tak, że
wytrzymać ciężko. Nie wiedzieć rano, co mu wieczorem do łba strzeli. A to,
panie, w studnię napaskudzi, a to za dziewką goni, straszy, grozi, że dupczył
będzie. Kradnie, panie, chudobę i spyżę. Niszczy a psuje, naprzykrza się, na
grobli ryje, doły kopie jak piżmowiec albo bober jaki, woda z jednego stawu ze
szczętem uciekła i karpie posnęły. We stogu lulkę palił, kurwi syn, z dymem
puścił wszystko siano…
Andrzej
Sapkowski, „Ostatnie życzenie” –
fragment opowiadania „Kraniec świata”
Ciężko dokładnie zaklasyfikować
Opowiadania oraz Sagę o Wiedźminie w gatunku.
Czy
jest to mitopeiczne fantasy? Być może, jeżeli przyjąć, że Geralt i Yennefer
przeżyli. Na pewno jest to fantasy luźne, niszczące stereotypy, edukujący w
zakresie mitologii i demonologii słowiańskiej, z której autor czerpał, oraz pokazujące
dylematy moralne i w jakiś sposób udzielające wskazówek odnośnie wyborów w
prawdziwym życiu. Każdemu, nie tylko fanom fantastyki, polecam Sapkowskiego, w
szczególności Opowiadania. Takie książki jak te zostają z nami całe życie.
Pomimo „wciągnięcia” całej Sagi przez
wakacje 2009 nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby pożyczyć czy zakupić grę
Wiedźmin, wydaną w 2007 roku przez polskie studio CD Projekt RED. Zagrałem
dopiero po powrocie z Turcji w lutym 2011 i… ta gra zabrała mi chyba dwa
tygodnie życia. Całe szczęście, że miałem wtedy ferie. Anyway, gra rozpoczyna
się 5 lat po ostatnich wydarzeniach z Sagi. Twórcom udało się „złapać i zamknąć”
esencję książkowego Wiedźmina w grze komputerowej. Razem z muzyką Przybyłowicza
oraz Stroińskiego stworzyli jedną z najlepszych i najbardziej klimatycznych
gier, w jakie grałem. Więcej o klimacie niżej, przy okazji recenzji Dzikiego
Gonu.
Druga odsłona gry przyniosła wielu
graczom rozczarowanie. Nie dość, że krótka (przejście całej gry zajęło mi około
4 dni), to jeszcze brakowało tego swojskiego, słowiańskiego klimatu znanego z
książek o Wiedźminie, który charakteryzował pierwszą część gry. Muzyka również
dupy nie urywała; była fajna, przyjemna dla ucha, ale to nie było to co w
pierwszej części. Jakiś czas później wyszła Edycja Rozszerzona do Zabójców
Królów, ale szczerze nie chciało mi się przechodzić tego wszystkiego od nowa.
Cierpliwie czekałem na trzecią odsłonę serii gier.
Kiedy już wiedziałem, że wyjdzie kolejna
część gry, prawdopodobnie ostatnia, od razu postanowiłem ją kupić. Natomiast
kiedy tylko pojawiła się opcja zakupienia (czyt. zabookowania) edycji
kolekcjonerskiej, to bez większego zastanowienia (tak naprawdę bez ŻADNEGO
zastanowienia; ja wtedy nie myślałem, ja działałem) ją zakupiłem. Oczywiście
mimo braku pieniędzy. I od tamtej pory aż do dnia, kiedy nadszedł czas zapłaty,
zbierałem pieniądze. Udało się. Los - czy może bliższa nam, słowiańska Dola –
chciał(a), że na czas premiery Dzikiego Gonu wylądowałem w Uniwersyteckim
Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu na otolaryngologii. Z początku przebywanie tam
strasznie mnie irytowało, ale… W tym szpitalu nie było jednak tak źle.
Powiedziałbym nawet, że było całkiem fajnie. Chłopaków w pokoju miałem spoko,
znajomi mnie odwiedzali, dzwonili, pisali (za co raz jeszcze dziękuję :)),
ja sam łaziłem po szpitalu z braku ciekawszych zajęć i ogólnie czas spędzony
tam wspominam raczej miło i z uśmiechem na twarzy.
Po powrocie do domu odpakowałem
Wiedźmina i… zaczęły się pierwsze problemy. Mój napęd w komputerze nawet nie
czytał płyt. Świetnie. Na szczęście zarejestrowałem grę na gog.com i stamtąd
zacząłem pobierać kopię gry. Oczywiście internet w trakcie padł i trzeba było
zaczynać od nowa. Typowe. Po dwóch dniach udało mi się w końcu ściągnąć całą
grę, którą od razu zainstalowałem. Instalacja przeszła całkiem gładko, bez
większych problemów. Jednakże! Gra od razu wyłączała się przy włączeniu i
wyskakiwał błąd. Czyli dupa zbita. Ostatnią deską ratunku okazał się tryb
[Uruchom jako administrator]. I POSZŁO! DZIAŁAŁO! Nawet na średnich
ustawieniach!
No
posikałem się ze szczęścia.
Teraz
przechodzimy do meritum, czyli przemyśleń po przejściu gry Wiedźmin 3: Dziki
Gon.
Coś
się kończy, coś się zaczyna – Wiedźmin 3: Dziki Gon
To
była niesamowita, klimatyczna i wciągająca gra, po której skończeniu wyglądałem
mniej więcej tak:
Przejście
gry i, chyba, większości wątków pobocznych (nie licząc znaków zapytania na
Skelligijskich wodach, których, kurwa, po prostu nie chciało mi się odkrywać na
tej łódce, którą co chwila atakowały i kawałek po kawałku zjadały syreny, a
pewnego razu ROZBIŁEM się o jakieś pływające deski na zadupiu bez portu na
Undvik i wpław płynąłem chyba 10 minut czasu rzeczywistego do jakiegoś
znacznika) zajęło mi 27 dni.
Czas
w grze: 7 dni i 1 godzina.
To
całkiem niezły wynik, porównując do Wiedźmina 2.
W
każdym razie… Jestem zachwycony. Naprawdę.
Po pierwsze, tereny wokół Novigradu,
Oxenfurtu, cała Ziemia Niczyja są tak bardzo POLSKIE, tak bardzo nasze.
Przemierzając te krainy czułem się jakbym chodził po naszych polach, naszych
lasach, w których natrafić można na ukryte jaskinie czy zapomniane ruiny. Mam
tu na myśli głównie tereny dolnego śląska, w szczególności tereny Gór Czarnych,
Suchych i Sowich, Masywu Ślęży. Naszego słowiańskiego klimatu, który wszyscy
tak bardzo pokochali w Wiedźminie 1, dopełniała wspaniała muzyka w Białym
Sadzie i Velen. Widać, że twórcy wysłuchali fanów i postarali się znowu
przenieść nas do czasów, za którymi patrzymy z nostalgią. Niełatwo było
powtórzyć sukces z Wiedźmina 1, na który składała się przede wszystkim
niesamowicie klimatyczna muzyka, ale też tereny wsi Odmęty, karczmy na polach,
samych pól, ale także mrocznych lasów, niebezpiecznych bezdroży, opuszczonych
wiosek i cmentarzy. W Wiedźminie 2 brakowało tego swojskiego klimatu, jednak w trzeciej odsłonie gry twórcom udało się go
nie tylko powtórzyć, ale i niewyobrażalnie rozszerzyć. Pola, lasy, bezdroża,
wiejskie trakty, karczmy, ruiny, nasze słowiańskie bestie i ukoronowanie
wszystkiego w postaci muzyki – arcydzieło.
Po drugie, warte opisania są również
Wolne Miasto Novigrad oraz Oxenfurt, po których przechadzanie się – znowu
dzięki niesamowitej muzyce, która tworzyła cały klimat – było niczym
przechadzanie się po Londynie epoki wiktoriańskiej. Takie było moje pierwsze
skojarzenie. Członkowie gangów Czterech kryjący się po bramach i ciemnych
zaułkach, gotowi by wyjść z cienia i zabić Cię bez mrugnięcia okiem (oczywiście
gryzą już glebę, bo skąd mogli wiedzieć, że trafili na najemnego zabójcę
potworów i rozwiązywacza problemów?), brud i ścieki na ulicach, pijani i
głodujący ludzie w slumsach, półświatek, oraz rozległa sieć kanałów, w których
czaiły się potwory. Do tego dochodzą takie genialne zadania poboczne jak
ściganie mordercy, przez co można było poczuć się przez chwilę jak Sherlock
Holmes (wyjątkowo zabójczy Sherlock Holmes), albo spektakularne kradzieże
zasobów pewnych wpływowych ludzi, walka na pięści z „krawcem” Durdenem, czy w
końcu spiskowanie z Czterema: Tasakiem, Skurwielem, Królem Żebraków i starym
znajomym Sigismundem Dijkstrą. W spiskowaniu nie mogło zabraknąć też starego
druha Roche’a.
To
również w Novigradzie występuje słynna Priscilla, która śpiewa Wilczą Zamieć.
Sam nie wiem która wersja bardziej mi się podoba, polska czy angielska… Oh
well, dlatego ściągnąłem obie i słucham ich na zmianę :)
Po trzecie, następne w kolejności były
wyspy Skellige, które również fajnie się zwiedzało. Jak wcześniej wspomniałem,
jedyne co wkurzało to takie pływanie łódką i odkrywanie zatopionego skarbu,
który i tak był gówniany, albo jakiejś kontrabandy. No i te syreny, które
rozrywały mi łódkę na strzępy…W każdym razie wyspy Skellige też były naprawdę
klimatyczne, a muzykę wyśmienicie dobrano do takiego a’la wikińskiego klimatu,
zwłaszcza na Ard Skellig, Spikeroog i Undvik. Będąc tam, patrząc na te widoki i
słuchając muzyki można było się poczuć jak na norweskich fjordach czy szkockich
wyspach. Warto wspiąć się na szczyt góry, zatrzymać się na chwilę i chłonąć –
widoki, muzykę.
Szkocja, Wyspa Skye, przy The Old Man of Storr |
W prawdziwym życiu też warto zatrzymać
się na moment i otworzyć oczy, rozejrzeć się wokół i chłonąć piękno naszego
świata. Tak, nasz świat jest piękny, tylko trzeba chcieć to dostrzec. Gry
rozwijają wyobraźnię, pobudzają zmysły i percepcję, ale w naszym świecie też
znajdziemy takie tereny jak w Wiedźminie, których widok będzie zapierał dech.
Szkocja
i Norwegia są daleko, owszem, ale w Polsce też znajdziemy prawdziwe piękno.
Pola,
lasy, górskie strumienie, ścieżki ponad chmurami – kto chce, ten znajdzie.
Zamieszczę pod tekstem kilka zdjęć takich miejsc.
Po czwarte, zajebisty humor i cięte
riposty, które towarzyszą nam już od początku gry. Była ich naprawdę ogromna
masa, ale szczególnie pamiętam „porywającą historię” pewnej babinki, której
ktoś ukradł patelnię. Na osobny plus zasługuje też duet Geralt – Lambert,
którzy są po prostu genialni, zwłaszcza fraszka o Lambercie :)
Po piąte, bestiariusz, który jest niczym
innym jak bestiariuszem słowiańskim i, choć w mniejszym stopniu, nordyckim.
Spotykamy tutaj znane z poprzednich części bestie, ale także nowe, które
zostały bardzo ładnie sportretowane, np. leszy, bies, czy lodowy olbrzym, oraz
tytułowy Dziki Gon, którego przybycie na okręcie Naglfarze rozpocznie Ragh nar
Roog.
Po szóste, co łączy się z powodu
potworów z punktem piątym, zabiegi w filmowych przerywnikach (tzw. cutscenes).
Były to czysto filmowe, przynajmniej tak mi się zdaje, zabiegi, które w grze wyszły
bardzo naturalnie, a przy tym sprawiały, że gracz jeszcze bardziej zagłębiał
się w fabułę i wiedźmińskie zadania. Mam tutaj na myśli dwie sytuacje, które
zapadły mi w pamięci. Pierwsza to Him żerujący na pewnym jarlu, którego Geralt
odkrył patrząc na cień rzucany przez opętanego człowieka, który w ogóle
człowieka nie przypominał. Druga to ofiara dla Pana Lasu (ale lasu tak gęstego
i nieprzepuszczającego światła, że oh my gods), kiedy podczas przerywnika
Geralt gapi się w niebo na kruki, a za nim stoi ogromny Leszy. Tuż po
przerywniku już się szykowałem walki, wypiłem jaskółkę i rzuciłem Igni, a tam
nikogo nie było… W każdym razie takie zabiegi w grze – mistrzostwo.
Po siódme, epicka końcowa bitwa (która
tak naprawdę nie kończyła gry, szok), przypominająca trochę Bitwę o Hogwart.
Po ósme, na osobny akapit zasługuje
muzyka w Wiedźminie. Tak samo jak w przypadku klimatu w pierwszej części ciężko
było powtórzyć sukces muzyki, ponieważ powiedzmy sobie szczerze – muzyka w
drugiej części była fajna, ale nie urywała dupy. Natomiast muzyka w trzeciej
części dosłownie urywa dupsko przy samej szyi, jest boska, przepiękna. Marcin
Przybyłowicz, Mikołaj Stroiński, oraz zespół Percival stworzyli coś pięknego. Słów
brakuje żeby opisać tę muzykę, trzeba jej posłuchać. W tej muzyce również
przebrzmiewają echa innych gier, t.j. Gothic 2, Skyrim czy, rzecz oczywista,
Wiedźmin 1. Jednak to tylko moje osobiste odczucie, które pojawiło się kilka
razy podczas grania, na ułamek sekundy. Jest też bardziej oczywiste „echo” z
Heroes of Might & Magic 4, ale utwór ostatecznie chyba nie znalazł się w
grze. Także muzyka jest po prostu cudowna i wspaniale oddaje klimat całej gry,
zwłaszcza utwory z Białego Sadu, Krzywuchowych Moczarów, przedmieść Novigradu,
samego Novigradu i Oxenfurtu, wysp Spikeroog i Undvik, oraz świetny theme
Dzikiego Gonu. Jest oczywiście o wiele więcej, ale te są wg. mnie najlepsze.
Po dziewiąte, jedynym poważnym minusem
jest brak pełnego soundtracku. No żesz kurwa. Od pierwszego trailera do
Wiedźmina 3 CD Projekt RED po kilku dniach udostępnia ZA DARMO muzykę z tego
trailera do ściągnięcia, edycja kolekcjonerska jest napakowana jak koksy na
aqua-zdroju, a dostajemy niepełny soundtrack? What the fuck? Gdzie tu logika?
Wybaczcie, nie satysfakcjonuje mnie odpowiedź „będzie później”. Oczywiście
gdyby taka odpowiedź w ogóle była, ale w rzeczywistości nie ma żadnej. Po
prostu na oficjalnym soundtracku nie ma połowy utworów, które pojawiają się w
grze. WHY?!
Skoro
ta muzyka jest stworzona i nagrana, a piszę to na podstawie tego, iż ta muzyka
JEST fizycznie w grze (a jest fizycznie w grze, bo ją, kurwa, słychać), to
czemu, do ciężkiej cholery, nie jest w pełni oficjalnie wydana? Pewnie kiwacie
głowami w przypływie litości dla mnie albo zastanawiacie się czemu aż tak mnie
do denerwuje. Ponieważ są rzeczy, które denerwują mnie w małym stopniu i takie,
które denerwują w dużym. Tak serio – wydaje mi się, że każdy, komu spodoba się
jakiś utwór chciałby go „posiąść” tzn. ściągnąć, zgrać na komórkę, mp3 etc.
Istnieje też muzyka, przynajmniej dla mnie, która… przepływa przeze mnie,
przenosi do „innej krainy”, która coś mi przypomina i kiedy ją słyszę to
nawiedza mnie poczucie rozpoznania… oto jest coś, co znałem całe życie, tylko o
tym nie wiedziałem. Anyway, przejrzałem forum Wiedźmina, na którym wypowiada się jeden z twórców muzyki do Dzikiego Gonu, Marcin Przybyłowicz, jednak nie podaje informacji odnośnie wydania/wypuszczenia pełnego soundtracku. Oczywiście nie chodzi mi o "fizyczne" wydanie soundtracku, bo, jak sam Marcin napisał, potrzeba by chyba 5-6 płyt na wydanie całości. Więc mnie, jak i zapewne całą RZESZĘ fanów, satysfakcjonowałoby wypuszczenie pełnego soundtracku w wersji elektronicznej, np. na GOG albo Steam.
Po dziesiąte, nie jest to minus gry, ale
coś, co mnie w jakiś sposób „boli”. Chodzi mi o demitologizację Dzikiego Gonu. Podobnie
było w przypadku gry World of Warcraft. W trzeciej odsłonie gry Warcraft, która
była na szczęście single player, wcielamy się m.in. w Arthasa, który odzyskuje
dziedzictwo, staje się Królem Liszem i zasiada na Tronie Mrozu. Gra MMO World
of Warcraft demitologizuje go, robi z niego jednego z głównych bossów i gracze
go zabijają. Koniec. Jak mogli uśmiercić Arthasa – Króla Lisza? W przypadku
Wiedźmina, tytułowy orszak upiorów pędzący po niebie został, moim zdaniem,
odarty z demonicznych cech, które tworzyły ten właśnie mit. Były to po prostu
elfy Aen Elle z innego świata, które przenikały do naszego i porywały ludzi.
Owszem, sam Sapkowski w Sadze o Wiedźminie opisał Dziki Gon jako elfy, ale
wciąż… były czymś, z czym nie da się walczyć.
-
Wśród elfów – szepnęła czarodziejka w zamyśleniu – krąży legenda o Królowej
Zimy, która w czasie zamieci przebiega kraje saniami zaprzężonymi w białe konie.
Jadąc, królowa rozsiewa dookoła twarde, ostre, maleńkie okruchy lodu i biada
temu, kogo taki okruch trafi w oko lub w serce. Taki ktoś jest zgubiony. Nic
już nie będzie w stanie go ucieszyć, wszystko, co nie będzie miało bieli
śniegu, będzie dla niego brzydkie, wstrętne, odrażające. Nie zazna spokoju,
porzuci wszystko, podąży za Królową, za swoim marzeniem i miłością. Oczywiście,
nigdy jej nie odnajdzie i zginie z tęsknoty.
-
Elfy wszystko umieją ubrać w ładne słowa – mruknął sennie, wodząc ustami po jej
ramieniu. – To wcale nie legenda, Yen. To ładne opisanie paskudnego zjawiska,
jakim jest Dziki Gon, przekleństwo pewnych okolic. Niewytłumaczalny, zbiorowy
szał, zmuszający ludzi do przyłączenia się do upiornego orszaku, pędzącego po
niebie. Widziałem to. Rzeczywiście, często zdarza się zimą. Dawano mi nieliche
pieniądze, bym położył kres tej zarazie, ale nie podjąłem się. Na Dziki Gon nie ma sposobu…
Andrzej
Sapkowski, „Miecz przeznaczenia” – fragment opowiadania „Okruch lodu”
Poniżej
zamieszczam również opisy Dzikiego Gonu z innych źródeł.
Dziki Gon
– Dzikie Łowy, pędzący po niebie demoniczny orszak, kawalkada widm i upiorów.
Upiory z Dzikiego Gonu mogą porywać ludzi siłą, ale również zdolne są zmuszać
do przyłączenia się hipnotyczną sugestią. Za pierwowzór uważa się znany z
mitologii nordyckiej i germańskiej pędzący po niebie orszak walkirii, służek
Odyna, zbierający z pobojowisk poległych bohaterów, aby zabrać ich do Walhalli.
Zorza polarna to nic innego, jak tylko błyski zbroi i broni walkirii. Orszak
Walkirii w późniejszej mitologii germańskiej nabrał cech demonicznych, stał się
Dzikim Gonem (Wilde Jagd) bogini Holdy (Huldry), małżonki Wotana. Dzikim Gonem
jest również orszak boga Gwynna ap Nudd z mitologii cymeryjskiej, jak również
orszak Łowcy Herna. Dziki Gon gna przeważnie podczas tzw. Surowych nocy
(Rauhnachte), tj. w okresie od wigilii Bożego Narodzenia do Trzech Króli.
Andrzej
Sapkowski, „Rękopis znaleziony w smoczej jaskini”
Dzikie łowy
– w wierzeniach łużyckich i niemieckich tłumne orszaki demonów i półdemonów,
które podczas wichury pędzą na skos przed poddasza domostw, stodoły i strychy.
Barbara
i Adam Podgórscy, „Wielka Księga Demonów Polskich”
Dzikie polowanie
– w przekazach wierzeniowych ludności kaszubskiej polowanie nocne, w którym
uczestniczyli farmazoni, istoty demoniczne, wywodzone z dusz ludzi zmarłych,
postępujących niegodziwie za życia. Dzikie polowania powodowały ogromne
przerażenie, a nawet śmierć świadków.
Ojciec i syn kradnący nocą drewno z
lasu musieli jednak odpocząć, a kiedy tak sobie przycupnęli pod sosną, doszło
ich granie trąbki. Podnieśli głowy, nastawili uszu jak zające wietrzące
myśliwego. Trąbka odezwała się jeszcze raz, i jeszcze, a w ślad za nią zaczął
narastać jakiś hałas. Usłyszeli jazgotanie psów, rżenie koni, strzały…
Spojrzeli na siebie pytającym wzrokiem: czyżby polowanie? Ale żeby w nocy? Było
to polowanie, dzikie polowanie. Ten hałas, harmider nagonki wzmagał się, gnał w
ich kierunku. Włosy im stanęły na głowach, a choć akurat nic nie robili i było
zimno, spocili się. Polowanie pędziło prosto na nich. Widzieli, jak gna nad
koronami drzew, ponad krzakami, jak z prawa i z lewa sadzą psy, jak szkapy
parskają, jak strzelają jeźdźcy i, co najgorsze, jak na przedzie, na czarnym
ogierze jedzie baron, który od czasu do czasu dął w trąbkę. Wszystko to
przeleciało koło nich. Szczęście, że się zażegnali, że mieli szkaplerze, bo kto
wie, co by się z nimi stało. A tak baron tylko w ich kierunku zatrąbił. Tak
głośno, że zleciały im czapki z głów i upadli w śnieg, osmoleni jakby dymem z
komina. Wreszcie zjawy ich minęły. Zerwali się do koni, ale koni nie było. Co
się z nimi stało, nie wiadomo. Zostawili wóz, koni nie szukali, cali
rozdygotani pośpiesznie wrócili do domu.
Barbara
i Adam Podgórscy, „Wielka Księga Demonów Polskich”
14
czerwca, doszedłem do momentu w grze, który wydawał się zarówno jej punktem
szczytowym jak i końcem, do Bitwy o ……. pewien zamek.
Byłem
pewien, że to już koniec gry, a tu niespodzianka! Ile jeszcze gry przede mną
zostało.
Zdziwiłem
się przeogromnie. Myślałem, że to już szczyt, a okazało się, że droga jeszcze
daleka. Na tyle daleka, że grę ostatecznie skończyłem 18 czerwca.
Podsumowując…
Plusy:
-
swojski, słowiański klimat Velen i Białego Sadu
-
wyspy Skellige
-
w chuj zadań pobocznych
-
humor
-
duet Geralt-Lambert
-
wzruszające ponowne spotkania
-
MUZYKA
-
odniesienia do popkultury (Przypadek? Nie sądzę.)
-
wszystko inne
Minusy:
-
niepełny soundtrack
-
demitologizacja Dzikiego Gonu
-
partyjki gwinta (ale to pewnie gra zbyt wyrafinowana dla tak prostego umysłu
jak mój, stąd moje przegrywanie i efekt niechęci… ale i tak ląduje w minusach!)
Wiedźmin
3 to gra, w którą warto zagrać i którą warto kupić.
Na
koniec zamieszczam również zdjęcia z NASZEGO pięknego świata. Enjoy.
Szkocja, Wyspa Skye, The Storr |
Szkocja, hrabstwo Highland, Glenfinnan |
Szkocja, Wyspa Skye, The Storr i The Old Man of Storr |
Polska, dolnośląskie, Zamek Bolczów |
Polska, dolnośląskie, ruiny Zamku Cisy |
Polska, dolnośląskie, ruiny Zamku Stary Książ |
Polska, dolnośląskie, zalany kamieniołom melafiru "Kamyki" w Głuszycy |
Polska, dolnośląskie, "Kamyki" |
Polska, dolnośląskie, okolice schroniska Andrzejówka |
Polska, dolnośląskie, okolice schroniska Andrzejówka |
Polska, dolnośląskie, Karkonosze, zielony szlak z Polany na Śnieżkę |
Polska, dolnośląskie, Karkonosze, widok na Jelenią Górę |
Polska, dolnośląskie, Karkonosze, czerwony szlak na wysokości Śląskich Kamieni |
Polska, małopolskie, krokusy na Polanie Chochołowskiej |
Polska, dolnośląskie, las masywu Ślęży |
Polska, dolnośląskie, widok na Śnieżkę oraz schroniska Samotnia i Strzecha Akademicka z czerwonego szlaku |
Polska, dolnośląskie, Książański Park Krajobrazowy |
Norwegia, hrabstwo Rogaland, widok na Lysefjorden |
Norwegia, hrabstwo Rogaland, Preikestolen, widok na Lysefjorden |