Tam, tam nie było zegarów. Nie
było godzin. To nie rzeka czasu porusza wskazówki zegara. Porusza je mechanizm.
Widząc, jak się posuwają, ludzie mówią: czas mija, mija, ale zegary, które sami
zrobili, oszukiwały ich. To my mijamy w czasie, myślał Hugh.
Czy mieliście
kiedykolwiek wrażenie, że nie pasujecie? Do tego świata i do tej
rzeczywistości.
Czy czuliście,
jakbyście byli przykuci do jednego miejsca kajdanami? Jakbyście zapuścili
korzenie?
Czy chcieliście
się z tego wyrwać, wydostać i ruszyć… w nieznane?
Literatura
fantasy, choć nie tylko, oferuje nam taką drogę ucieczki.
Ucieczki od na
pozór szarej, ponurej i monotonnej rzeczywistości do świata baśni, magii i
mistycyzmu. Dzięki książkom z gatunku fantasy zagłębiamy się w fantastyczne
światy pełne przygód, po czym „wracamy” do naszego świata – zregenerowani,
uzdrowieni. Ze świeżym spojrzeniem na otaczający nas świat. Literatura fantasy
daje nam duchową regenerację, której nie znajdziemy w innych gatunkach
literackich.
Nazywa się to
eskapizmem.
Miejsce
początku
Bohaterami powieści
są Hugh – dwudziestoparolatek z nadwagą, pracujący jako kasjer w Sam’s
Thrift-E-Mart, mieszkający na przedmieściach obok autostrady razem z matką,
która nie dość, że jest nadopiekuńcza to w dodatku obwinia syna o to, że jej
mąż zostawił ich kilka lat wcześniej – oraz Irena – dwudziestoletnia dziewczyna
greckiej urody, wynajmująca mieszkanie na przedmieściach, blisko matki
mieszkającej z ojczymem Ireny, który niestety nie stroni od alkoholu i przemocy
wobec rodziny. Życie Hugh od ostatniej przeprowadzki wygląda tak samo każdego
dnia.
Śniadanie.
Praca.
Kolacja.
Sen.
Powtórz.
Śniadanie.
Praca.
…
Życie Ireny nie
odbiega bardzo od życia Hugh, również jest skoncentrowane na pracy, domu,
pracy, domu, jednak różnicą jest to, że siedem lat wcześniej Irena znalazła „inny
świat”, do którego regularnie „ucieka”. Problemem zarówno Hugh jak i Ireny jest
to, że pragną się wydostać. Mają dość życia, które prowadzą, jednak coś wciąż ich
zatrzymuje – strach, rodzina, brak pieniędzy.
Pewnego dnia po
powrocie z pracy Hugh ma dość i przerywa rutynę, wybiegając z domu i biegnąc ile
sił przed siebie, aż dociera do leśnego strumienia, gdzie pada wycieńczony i
zasypia. W tym momencie życie Hugh się zmienia, choć powinienem raczej napisać
– zaczyna. Trafił bowiem do krainy wieczoru, w której czas płynie inaczej, a
nasze ludzkie mierzenie czasu na nic się nie zda.
Część przyjemności przebywania
tutaj płynęła stąd, że mógł wsłuchać się i być posłuszny impulsom i nakazom
pochodzącym z własnego wnętrza, nie zniekształconym przez zewnętrzne presje i
przymus. W tej uległości pierwszy raz od czasów wczesnego dzieciństwa czuł
przejaw wolności, spokój siły.
Do tej samej
krainy, choć dużo wcześniej, trafiła Irena, która krocząc leśnymi ścieżkami
dotarła do zapomnianej osady Tembreabrezi, w której ludzie mówią innym językiem
i żyją jak w dawnych czasach – z upraw, hodowli, oraz handlu.
Nie mija dużo
czasu, gdy dola łączy dwójkę bohaterów, którzy razem muszą zmierzyć się z
cieniem, który zawisł nad krainą wieczoru i mieszkańcami Tembreabrezi.
Miejsce początku
jest książką fantasy inną niż wszystkie, które do tej pory czytałem. Nie jest
napisana jakoś wyjątkowo, przeczytanie jej nie urywa dupy i nie wykręca sutków,
a czytelnik nie przenosi się do fantastycznego świata i nie staje na chwilę
wielkim bohaterem. Mimo wszystko ma jednak siłę przebicia i zostaje w sercu.
Jest to książka o nas samych. Żyjących w miastach, mających obowiązki, popadających w rutynę, jednak snujących plany, marzących o przygodach i chcących się wyrwać z okowów. Powinniśmy przerwać rutynę i „uciec”, podążyć do lasu, w góry, do natury i znaleźć nasze własne miejsce początku. I wrócić odmienionymi, uzdrowionymi.
Jest to książka o nas samych. Żyjących w miastach, mających obowiązki, popadających w rutynę, jednak snujących plany, marzących o przygodach i chcących się wyrwać z okowów. Powinniśmy przerwać rutynę i „uciec”, podążyć do lasu, w góry, do natury i znaleźć nasze własne miejsce początku. I wrócić odmienionymi, uzdrowionymi.
Po tamtej stronie to zegary
sprawiały, że życie szło naprzód; interesy, światła uliczne, rozkład lodów,
randki zakochanych, spotkania na szczycie, wojny światowe były nie do
pomyślenia bez zegarów, a przecież czas zegarowy miał tyle wspólnego z czasem
niezegarowym co zapałka albo pudełko wykałaczek z jodłą. Tutaj nie było sensu
pytać „która godzina” – bo nic nie mogło ci odpowiedzieć, żadne słońce nie
mówiło „południe” i żaden zegar nie mówił „siódma trzydzieści osiem i
czterdzieści dwie sekundy”. Do ciebie należała odpowiedź i brzmiała ona
„teraz”.
Ursula K. Le
Guin, „Miejsce początku” – fragment.
Teraz. Teraz
jest nasz czas. Czas na ruszenie z miejsca, czas na zmiany.
Nie muszą być to
od razu ogromne zmiany, ale coś, co zawsze chcieliśmy osiągnąć, ale z jakichś
powodów tego nie zrobiliśmy.
Chcesz się
nauczyć robić zdjęcia? Czytaj poradniki, weź aparat, wyjdź z domu i ćwicz.
Chcesz zrzucić
kilka kg? Zacznij zdrowy tryb życia, biegaj, chodź na siłownię.
Chcesz być
silniejszy? Zacznij chodzić na siłownię, bądź aktywny.
Chcesz czytać
więcej książek? Po prostu to zrób.
Chcesz iść na
wycieczkę w góry? Spakuj się i ruszaj.*
*Pamiętajmy jednak, że nawet na
wyprawę w niewysokie góry trzeba być przygotowanym. W zimie schodzą lawiny, w
lecie lawiny błotne, potrzebne są zapasy jedzenia i wody. Nie bądźmy
lekkomyślni w tym, co chcemy robić.
Nie odkładajmy
niczego na jutro, na za tydzień, na za miesiąc. Im dłużej coś odwlekamy tym
ciężej jest się za to zabrać. I ani się obejrzymy – będziemy starzy, miniemy w
czasie.
Wczoraj miałem
okazję gościć na wykładzie Alberta Kiszkurno, dowódcy drużyny
wczesnośredniowiecznej Jantar, podczas III Festiwalu Tajemnic w Zamku Książ.
Tematem wykładu
było „Życie w słowiańskim grodzie, czyli jak
zostać dzisiaj wojem”, jednak kiedy, po małym spóźnieniu, wszedłem na salę
Albert mówił o czymś o wiele ciekawszym i ważniejszym. Uważam, że jego przemowa
była bardzo inspirująca i mam nadzieję, że zmieni życie choć jednej osoby z
widowni.
W dużym
skrócie – Albert mówił o tym, o czym w mniejszym lub większym stopniu mówi
niniejszy wpis. Jeśli mamy plany czy marzenia, jeżeli chcemy coś zrobić lub coś
osiągnąć – musimy zacząć teraz. Działajmy, póki jesteśmy młodzi i mamy
potencjał. Nie jutro, nie za miesiąc, tylko TERAZ.
Nie bójmy
się też fali krytyki i nie zniechęcajmy się śmiechem innych ludzi – to oni są
słabi, a my jesteśmy silni, że coś robimy i chcemy coś zmienić.
Pozwolę
sobie zacytować jeszcze słowa Dakanna z ostatniego odcinka Piątku:
Twórzcie.
Cokolwiek. Fotografię, obrazy, muzykę, wlepki, mapy w CS’ie, malujcie
węgielkiem portrety własnej starej. Oddajcie z siebie cokolwiek. Nie
przejmujcie się szarością tego kraju i syfem, z którym trzeba mierzyć się
każdego dnia. Większość z Was, tak samo jak i ja, ma jeszcze do odkrycia cały
świat, czy to na drugiej półkuli, czy za granicami własnego osiedla (…)
Wymagajcie
zmian od siebie. Małych, maluteńkich zmian (…)
Da
się. Nawet jak wszyscy mówią, że to nie ma sensu i jest głupie. Jeżeli
kiedykolwiek pozwolicie, aby ktoś sprawił, że będziecie wstydzić się swojej
pasji, albo strzelcie go w mordę, albo porzućcie pasję, bo będziecie ją tylko
zabijać. Jeżeli jara Was machanie mieczem świetlnym i przebieranie się za
Myszkę Miki – róbcie to. Jeżeli nosicie na szyi pierścień, albo codziennie
czytacie komiksy – nie przestawajcie. Zazdrość i niezrozumienie to najgorsze,
co może Was spotkać.
Zrzućmy kajdany.
Ruszmy z miejsca.
Spełniajmy marzenia.
Nie później.
Nie jutro.
TERAZ.