poniedziałek, 22 lutego 2016

Pięćdziesiąt Twarzy Greya





Nie należę do osób, które hołdują zasadzie „nie wiem, ale się wypowiem”, choć czasami mi się zdarza. Nie oceniam również książek po okładkach, a filmów po gatunkach. Zdajecie sobie sprawę, czytelnicy, że to świadczy o Waszej krótkowzroczności, wąskich horyzontach myślowych i ograniczeniu umysłowym?
Jeśli tak, cieszę się. Jeśli nie, mam to gdzieś, Wasza strata.
Jednak pozwolę sobie zaznaczyć, że jest to dość irytujące. Nie pójdę na ten film, nie lubię komedii romantycznych. – powie prawie każdy facet. A widziałeś jakąś? – zapytam. Nie. – odpowie.
Ja staram się nie odrzucać filmu czy książki z powodu gatunku czy tematyki. Jak mogę nie lubić czegoś, czego nie znam? Niezależnie od tego czy mówimy o jedzeniu, książce czy filmie. Choć oczywiście preferuję książki z mojego ulubionego gatunku – fantasy. Podobnie filmy – fantasy lub historyczne. Jednak wcale nie gardzę innymi gatunkami, takimi jak komedie romantyczne, dramaty, czy inne gatunki, zaklasyfikowane przez większość społeczeństwa jako „babskie”.
Otwarty umysł. Tak niewiele potrzeba.
Dzięki temu poznałem takie cudo jak Mamma Mia, który jest jednym z moich ulubionych filmów tego gatunku. Nigdy nie wiadomo jak dany film czy dana książka na nas wpłynie. Są złe filmy i książki, a są też dobre. Zależy na jaki trafimy.

W przypadku książki – jak i filmowej adaptacji – Pięćdziesiąt Twarzy Greya, nie wypowiadałem się o tym czy jest to pozycja warta przeczytania/obejrzenia, czy wręcz przeciwnie. Choć, nie ukrywam, większość opinii, które do mnie doszły, były opiniami negatywnymi.

Akcja powieści rozgrywa się w czasach współczesnych, w USA, w miastach Portland i Seattle. Anastasia Steele zastępuje swoją przyjaciółkę, Kate Kavanagh, podczas wywiadu z multimilionerem i znanym przedsiębiorcą, Christianem Greyem. Anastasia dosłownie „wpada” do gabinetu Christiana i tak zaczyna się ich „przygoda”. Ona – nieśmiała dziewczyna, która nigdy nie uprawiała seksu; on – przystojny i wpływowy mężczyzna, która lubi kontrolę, seks i zabawy sado-maso. Pojawia się jednak coś między nimi, jakaś iskra, przez którą zbliżają się do siebie… I nie wiem jak mam to streścić, bo zupełnie „nie czuję” tej książki. Przejdźmy zatem do recenzji.

KURWA. Jestem tak psychicznie zmęczony po przeczytaniu Greya. Dawno się tak nie zmęczyłem. Na szczęście obyło się bez wydłubywania sobie oczu widelcem (jak w przypadku Krwi Słowian), ale wiele razy parskałem śmiechem i wywracałem oczami z powodu tego, co się w tej powieści znajduje. Cała książka sprowadza się do tego, że Ana chce chłopaka, związku, uczuć, a Christian chce jedynie dziewczyny do ruchania, karania i zaspokajania swoich potrzeb i fantazji. Narracja pierwszoosobowa. Przez większość książki czytamy właściwie to, co myśli Anastasia, a właściwie nie stricte Anastasia, ale jej podświadomość i wewnętrzna bogini. Tutaj pojawia się „ale”. Nie da się „rozmawiać” z podświadomością, bo – jak wynika z samej definicji – jest to coś, co jest poza świadomością. Wiem, czepiam się, ale nie podobało mi się to. Kolejną rzeczą jest wewnętrzna bogini, która w książce robi różne rzeczy, np. cmoka, tupie nóżką, obraca się w tańcu, robi piruety, etc. Nie wiem czemu, ale ta wewnętrzna bogini skojarzyła mi się z chibi, czyli małą, miniaturową, grubiutką, karykaturalną wersją prawdziwej postaci. Czasami chciałbym wiedzieć co myślą kobiety, być w ich głowie, ale, kurwa, bez przesady. Z jednej strony podświadomość, z drugiej wewnętrzna bogini. Obie sprzeczne. Naprawdę tyle dzieje się w Waszych głowach, dziewczyny?



Inną kwestią jest zaufanie. Ana ufa Christianowi bez zastanowienia. Ot, tak po prostu. Nie ma nawet głębszych przemyśleń z udziałem wewnętrznej bogini i podświadomości. Moim zdaniem podkreśla tym jedynie swoją naiwność. Ufa Christianowi tylko dlatego, bo…? Jest bogaty? Jakby ją porąbał i spalił to ze swoimi pieniędzmi i wpływami nikt by się niczego nie dowiedział. Nigdy. Dobrze mu z oczu patrzy? Z tych cudownych, szarych oczu? Och, Anastasio, zmądrzej.
Zaufanie to strasznie krucha rzecz, więc lepiej nie obdarzać nim wielu osób, a najlepiej nikogo nim nie obdarzać. Są bowiem dwa rodzaje ludzi na świecie. Ci, którym można zaufać i ci, którym nie można. Gdyby zadać jednemu i drugiemu takie samo pytanie „czy mogę ci zaufać?”, oboje odpowiedzieliby tak samo. „Tak, możesz mi zaufać.” Jak więc odróżnić jednego od drugiego? Food for thought.


Strasznie zirytował i rozbawił mnie fragment książki, kiedy Christian odwiedza Anastasię w jej mieszkaniu. To było już po pierwszym stosunku. Wchodzi do mieszkania, wchodzi do pokoju i siada na łóżku. I Anastasia dostaje wtedy jakiegoś wewnętrznego szału.
ON TU JEST, CHRISTIAN GREY W MOIM MIESZKANIU.
NA MOIM ŁÓŻKU.
SIEDZI.
OMG
Szokujące, prawda? Wow, Christian Grey jest w pokoju i … siedzi na łóżku. Kurwa, fenomenalne. Nie sądziłem, że jest zdolny do czegoś takiego. Nie ważne, że dzień wcześniej pozbawił Anastasię dziewictwa, potem zerżnął drugi raz, a potem jeszcze raz, tym razem w usta. Co jest naprawdę N I E S A M O W I T E i nie do uwierzenia to fakt, że jest w mieszkaniu i siedzi, SIEDZI, na łóżku. Kurwa, litości.

Film.
Jest mdły i nijaki, brakuje mu tej głębi (tak, głębi), którą miała książka. Chodzi tutaj o przedstawienie wydarzeń z książki z punktu widzenia (i myślenia) Anastasii, czego nie znajdziemy w filmie, przez co tracimy pewien poziom postrzegania całości obecny w książce.
Fajnie, że pokazali cycki. Fajna była scena seksu z Crazy in Love w tle. I ładne widoki podczas lotu szybowcem. Tyle rzeczy podobało mi się w tym filmie. Nie jest ani dobry, ani perwersyjny, ani szokujący. A jedna z ostatnich scen, kiedy Anastasia dostaje lanie? Podczas czytania wyobrażałem sobie, że dostała takie sromotne lanie, że dupa sina i nie usiądzie na niej przez tydzień. W filmie natomiast wydawało się, jakby dostała… słabiej. Ogólnie słabo. Gdyby ktoś zabrał mnie na 50 Twarzy Greya do kina lub poprosił, bym z nią (z nią, bo nie sądzę, żeby jakiś kolega mnie o to poprosił) poszedł, chyba umarłbym w trakcie seansu. Powoli, z każdą minutą filmu moje ciało by się rozkładało, aż w końcu zostałby sam szkielet.

Nie rozumiem zachwytu nad książką, która w dobie wszechobecnego internetu i wolnego dostępu do informacji nie ujawnia nic nowego ani szokującego na temat seksu. Główna bohaterka jest irytująca i naiwna. Wrzuciła do friendzone dwóch facetów, Jose i Paula, właściwie nie wiadomo dlaczego. Zakochała się dopiero w Christianie Greyu – przedsiębiorcy, milionerze, właścicielu wielu samochodów, helikopterów, samolotów, który lubi kontrolować wszystko i wszystkich, oraz ma „pokój zabaw”, w którym lubi zadawać innym kobietom ból. Chociaż czy to aby na pewno jest ból? Wydaje mi się, że Christian Grey nie jest nawet blisko definicji bólu.

Podsumowując, warto przeczytać książkę, żeby się przekonać jaka naprawdę jest, choć nie będzie to uczta intelektualna. Film natomiast odradzam. Dno.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz