Ostatnim razem zaprezentowałem pierwszy post z cyklu Zapomniane Święta, który sukcesywnie będę zapełniał nowymi postami dotyczącymi obchodów świąt.
Teraz jednak przyszedł czas na odsłonę nowego cyklu - Literatura Fantasy - w którym będę przedstawiał wybrane książki z gatunku fantasy. Zarówno te znane, mniej znane, jak i te zupełnie nieznane, lub po prostu zapomniane.
W przypadku każdej książki postaram się krótko i interesująco opisać fabułę wstępu bez spoilerów. A jeżeli będą to takie, które nie zdradzą zakończenia lub nie będą znaczące dla rozwoju akcji.
Amerykańscy Bogowie
Po
trzech latach spędzonych w więzieniu Cień wychodzi na wolność za nienaganne
sprawowanie, pragnąc jak najszybciej wrócić do Eagle Point, gdzie czeka na
niego żona Laura i przyjaciel Robbie, który obiecał mu pracę u siebie.
Przed
wypuszczeniem zostaje poinformowany przez naczelnika, że Laura zginęła w
wypadku samochodowym i w związku z tym zostanie zwolniony dwa dni wcześniej.
Jednak
nic nie ma teraz znaczenia dla Cienia, równie dobrze mógłby nadal siedzieć w
więzieniu. Udaje się jednak do Eagle Point na pogrzeb Laury, a w drodze tam
dwukrotnie spotyka tajemniczego pana Wednesdaya, który proponuje mu nietypową
pracę.
W
normalnych okolicznościach Cień nie zgodziłby się pracować dla kogoś obcego,
kiedy w Eagle Point czeka na niego praca. Jednak okazuje się, że w wypadku
samochodowym zginął również Robbie.
Nie
mając innych opcji i nic do stracenia, Cień przyjmuje ofertę pracy pana
Wednesdaya, tajemniczego starszego mężczyzny ze szklanym okiem i blizną na
boku.
Nie
byłoby w tym wszystkim nic niezwykłego, ot historia jak każda inna, gdyby nie
„przyjaciele” pana Wednesdaya – irlandzki leprechaun z amerkańskim akcentem;
trzy słowiańskie siostry, które dawno temu przybyły do Ameryki; i starszy, siwy
jegomość zwany Czernobogiem – oraz fakt, że Laura odwiedziła Cienia. Dwa dni po
jej pogrzebie.
Amerykańscy
Bogowie to książka poruszająca problemy współczesnego świata – nieustającą ekspansję
technologii – choć dla wielu nie jest to problemem, a zaletą. Jednak nie można
się nie zgodzić z tym, że większość ludzi nie wyobraża sobie teraz życia bez
technologii, mediów, internetu – tych „nowych bogów”.
Jestem
dzieckiem lat dziewięćdziesiątych. Na komunię dostałem zegarek, który na tarczy
miał pajęczynę, a na wskazówce czarnego pająka. Większość dzieciństwa spędziłem
na podwórku i w przydomowym parku. Nie miałem komputera, telefonu komórkowego,
nie wiedziałem nawet czym jest internet. Pierwszą komórkę dostałem w 2003 roku
na dzień dziecka, a komputer po skończeniu podstawówki.
Tymczasem
teraz już dzieci z podstawówki posiadają telefony, iphone’y, tablety, profile
na portalach społecznościowych. Zewsząd, a zwłaszcza z internetu i telewizji,
są bombardowane obrazami wyidealizowanego człowieka, który musi posiadać
najnowsze twory technologiczne i modowe - czy bogowie wiedzą jakie - żeby być fajnym. Jeśli nie
posiada – jest nikim.
Jeszcze ten wszechobecny przekaz seksu, którym zarażane są dzieci już od małego poprzez dostęp do technologii. Świat zmierza w złym kierunku…
Jeszcze ten wszechobecny przekaz seksu, którym zarażane są dzieci już od małego poprzez dostęp do technologii. Świat zmierza w złym kierunku…
Powstali
nowi bogowie, mający miliony wyznawców na całym świecie. Są to bogowie i
boginie technologii, internetu, telewizji. O starych bogach mało kto pamięta, a
jeszcze mniej ludzi oddaje im cześć i składa ofiary. Nadchodzi prawdziwy
zmierzch starych bogów. Nie będzie to koniec świata jak w starych mitach;
świata nie zaleje ciemność, z której wyłoni się nowy, lepszy świat. Starzy
bogowie po prostu umrą. Zapomniani. Daleko od domu.
Nie
poddadzą się jednak bez walki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz